3. Kontuzje sportowe

KRONIKA TYGODNIA - Magazyn Zamojski”, 19 lipca 1994 r.


KONTUZJE SPORTOWE

 


Kontuzje w sporcie to problem. Potrafią one przerwać karierę sportowcowi będącemu u szczytu swoich możliwości. Sport jest dziedziną o podwyższonym wskaźniku urazowości. Są jednak kontuzje, które nie powstały podczas wypadku, np. upadek z konia czy motocykla, ale mamy tu do czynienia jakby z przesileniem, przetrenowaniem. Wtedy zawsze należałoby postawić pytanie, czy podświadomość danego sportowca nie ucieka w kontuzję albo pod pozorem urazu niby sportowego, nie rozwiązuje swoich innych wewnątrzpsychicznych problemów. W takich sytuacjach powinno się dotrzeć do istoty sprawy, spojrzeć na nią od strony psychiki. Zatem, co miałby do powiedzenia w kwestii opuchniętych, bolących kolan, łokci, ścięgien, znawca problemów podświadomości, duszy?

Zgłosił się do mnie sportowiec, któremu przytrafiła się „ kontuzja”. W czasie robienia skłonu w przód, bezwiednie uginała mu się prawa noga w kolanie. Lekarz rozpoznał objaw Lasegue'a, zalecił szpital i ewentualną operację kręgosłupa. W czasie seansu medytacyjnego z wizualizacją zasugerowałem mu, aby zobaczył przyczynę swojej dolegliwości. Odpowiedział: Stoję przed klatką schodową bloku mojej dziewczyny. Zapytałem: Dlaczego do niej nie idziesz? Odpowiedział: Nie pozwala mi na to moja godność, gdyż ona ze mną zerwała. Zapytałem: To dlaczego w ogóle przyszedłeś pod jej dom? Odpowiedział: Chciałbym się na niej odreagować, skopać ją, ale zakazuje mi tego sumienie.

Uwolniłem go zatem od obu czynników; od niemożności wejścia schodami do mieszkania dziewczyny oraz od potrzeby rozładowania na niej agresji za to, że go porzuciła. Bezpośrednio po seansie pacjent wykonał prawidłowy skłon. Upłynęło już kilka lat, przypadłość ta nigdy się nie powtórzyła. Uważam, że dolegliwość tę należałoby określić jako reakcję nerwicową, i że mogłaby ona przydarzyć się każdemu. Miała ona związek ze sportem tylko ten, że zachorował na nią sportowiec.

Jeden z piłkarzy miał przedwcześnie zakończyć karierę sportową z uwagi na niemożność wyleczenia ciągłych bólów kolana. Do tego jeszcze cierpiał na bezsenność. W czasie seansu ustaliłem przyczynę. Był to konflikt z trenerem. Po odreagowaniu buntu, złości i wprowadzeniu w to miejsce akceptacji przełożonego, „kontuzja” ustąpiła. Upłynęły już trzy lata, kolano jest zdrowe, sen też. Chciałbym od razu spojrzeć na to zagadnienie od strony ekonomicznej. Wartość tego piłkarza, liczona w cenach bieżących, wynosi ok. 200 mln zł (przed denominacją - rok 1994). Tak też należałoby ocenić mój wkład dla klubu, miasta; notabene wypracowany w ciągu kilku godzin.

Louise L. Hay w „Możesz uzdrowić swoje życie” pisze, że schorzenia kolan to: Uparte duma i ego. Niezdolność do ugięcia się. Lęk. Nieelastyczność. Nieustępliwość. Można nawet przyjąć, że upór i nieustępliwość to pożądane cechy sportowca. Tylko, co zrobić z tą skłonnością do kontuzji kolan? Nic prostszego, jak upór skierowany przeciwko autorytetowi, trenerowi, przekształcić w upór zorientowany na osiągnięcie jak najlepszego wyniku! Mogę usłyszeć kontrargument, że przecież każdy zawodnik chce uzyskać jak najlepszy rezultat. Zgoda, tylko że to jego pragnienie rozgrywa się na poziomie świadomym, a decyzje podejmuje podświadomość, która rządzi się swoimi prawami.

Były piłkarz, ze stażem pierwszoligowym i zagranicznym , miał ciągle kłopoty z nadrywającym się ścięgnem Achillesa prawej nogi. Leczenie, z operacją w Belgii, było nieskuteczne. Do mojego gabinetu wszedł kulejąc, czuł ból, miał lęk przed całkowitym zerwaniem się ścięgna, nawet w czasie, gdy dochodził do szczytu formy. Należało więc odszukać przyczynę tej skłonności.

Gdy w czasie seansu - pisze on - zostałem cofnięty do pamięci z okresu, gdy byłem jeszcze w łonie matki, to poczułem, że byłem tam spięty, bałem się. Matka przez dwa miesiące przed porodem była w szpitalu na podtrzymaniu ciąży, walczyła o moje życie. Wyraźnie to odczuwałem. Jestem absolwentem AWF i znam te zagadnienia. Uświadomiłem sobie, że tamto napięcie spowodowało w moim organizmie trwałe naprężenie, które prowadziło mnie do kontuzji, łącznie z naderwaniem ścięgna Achillesa.

Pacjent ten był u mnie tylko na kilku seansach. Ustąpił ból przy chodzeniu, także lęk przed zerwaniem ścięgna. Podjął on lekki trening. Z dalszej terapii u mnie zrezygnował. Nie mógł uwierzyć, że w podświadomości tkwi taka wielka siła, mogąca nawet scalić naderwane ścięgno. Poddał się leczeniu laserem. Na boisko jednak już nie powrócił. Przypadek tego piłkarza konsultowałem później z neurologiem, zorientowanym w myśleniu podobnie do mojego. Usłyszałem opinię, że gdybym prowadził go przez dłuższy czas, to osiągnąłby on zdrowie i byłby sprawnym zawodnikiem.

Przytoczę jeszcze jeden przykład. Student medycyny uprawiał amatorsko kulturystykę. Któregoś razu, prowadząc motocykl, potknął się, przewrócił i wybił sobie obojczyk. Założono mu gips. Po zdjęciu go okazało się, że staw ramienny boli, i to stale, przy każdym ruchu. Zrozumiałym jest, że nie mógł dalej ćwiczyć. Po dwóch latach, przez przypadek, trafił do mnie. Podczas jednego seansu uwolniłem go od pamięci wypadku, i ból zniknął. Więcej on u mnie się nie pojawił. Gdy po kilku miesiącach spotkałem jego ojca - z zawodu lekarza i zapytałem, dlaczego syn przerwał terapię, usłyszałem: Przecież pan go wyleczył. Zaraz po przyjściu od pana, syn poszedł do swojej siłowni, aby sprawdzić, czy ramię nie będzie boleć w czasie obciążenia. Nie bolało. Ćwiczył tak przez tydzień, ból się nie pojawił. Upłynęły już dwa lata, nie było jakichkolwiek nawrotów. Kiedy indziej usłyszałem od jego ojca: Dziesięciu ortopedów prześwietlało staw z każdej strony i nic nie znalazło, a ramię z braku ruchu wiotczało. Panu wystarczyło tylko jedno spotkanie.

Nie wątpię, że ci czterej sportowcy byli leczeni zgodnie z zasadami sztuki, tyle że medycyny somatycznej. Przyczyn ich problemów należało jednak doszukiwać się gdzie indziej - w psychice. Potłuczenia też mają swój wymiar psychiczny - szok urazowy; po jego odreagowaniu rany goją się szybciej, bez tylu powikłań. Jak widać, podświadomość w każdym z tych czterech przypadków, miała naprawdę dużo do powiedzenia.

STANISŁAW KWASIK